Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy nieunikniona zmusiła konieczność, lecz dłuższy list z sensem i konceptem napisać czuł się niezdolnym. Cudzej ręki i głowy zapożyczać nie bardzo sobie życzył...
Męczyło go wyczekiwanie... i zmusiło siąść do listu. — Była to praca straszna, która dwa dni trzymała go za stołem, bo więcej mazał niż pisał...
Gdy przyszło potem do przepisywania na czysto, nie pokonane prawie trudności zaszły, i kilka arkuszy papieru rzucił do komina, nie licząc klątw, które z wiatrem leciały.
Kilka razy skrobany list stanął z wielkim mozołem... Zaszło pytanie czy się podpisać na nim. Nowy kłopot... Górnicki wahał się. — Zostawując wreście sobie poparcie denuncyacyi, postanowił wyprawić, anonym...
Trwogę rzuciwszy w obóz — gotów był udowadniać osobiście co donosił... i oświadczył, że na żądanie prezesa, w liście pod zmyślonym adresem przesłane, gotów się stawić dla objaśnienia...
Pismo pana Górnickiego plątaniną było do wyrozumienia trudną.
Chłopak odniósł je na odległą pocztę i oddał.
W chwili gdy w Borkach było dosyć spokojnie, a pani Pstrokońska obmyślała co począć aby koniec jakiś przyspieszyć, jednego rana po przyjściu poczty usłyszała hałas ogromny od strony mieszkania brata krzyk, łajanie i wrzawę. Nie mogąc pojąć co się stało pobiegła sama.
Prezesa zastała w furyi, stojącego pośród pokoju i z kolei wysełającego wszystkie sługi po Wychlińską i córkę.