Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trakt w..., ja właśnie powracałem ztamtąd, bom jeździł do Arona pomówić względem dostawy do Uściługa. Otóż, proszę jaśnie pana, zdaje się, że w miasteczku przyłączył się do pań pan Daniel Tremmer z Orygowiec i albo za niemi pojechał...
Prezes z gniewem przerwał —
— Co acan pleciesz! to nie może być! to się przywidziało.
— Ale mogę panu prezesowi zaręczyć słowem.
— Dajże mi pokój... Może się przypadkiem z niemi skrzyżował w drodze, toć nikomu po gościńcu jeździć zabronić nie można... To dzieciństwo.
— Jednakże gdyby...
— Co mi tam! co mi tam!... Kobiety wiedzą, jak się natrętowi opędzić. Jest tam pani Pstrokońska, która na siebie za tę podróż wszelką odpowiedzialność wzięła. Dać pokój i nie rozgadywać. Słyszysz waćpan!...
Szajkowski, który był pewien, że się więcej jeszcze w łaski wkupi tem doniesieniem, zamilkł pomięszany i skonfudowany niezmiernie a nie rad z siebie.
Szczęściem prezes jakby tę okoliczność chciał co najrychlej zapomnieć, zapytał zaraz o wydatek pszenicy i o transporta, zagadał o gospodarstwie, dając do zrozumienia zbyt gorliwemu słudze, ażeby do tego przedmiotu więcej nie powracał.
Pomięszany Szajkowski nie mógł sobie darować, iż się tak fatalnie omylił i wyniósł się zgryziony, nie mogąc zrozumieć, dla czego tak ważne doniesienie przyjęte zostało z taką obojętnością, wstrętem prawie.