Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Małejce oczy się aż świeciły z wielkiego zapału, zacierał ręce, tarł czuprynę i gdy Zdenowicz ociągał się nieco z wnijściem do sypialni, począł go do niej wyprzedzać.
Widok pokoju, gdy oba stanęli w progu zastanowił ich mocno... Oka Małejki nie uszła rzecz najmniejsza, otwarte okno, wysadzona okiennica, szafa otworem stojąca, łóżka poprzewracane...
Zdenowicz milczał przybity — od czego było zacząć — co robić? jak tu spisywać protokół? Popatrzał na towarzysza, usta wykrzywił, ramionami ruszył...
— Djabli wiedzą, co to jest? rzekł cicho.
— Nie trzeba nic poruszać — nic tykać! zawołał Małejko — najmniejsza rzecz może być jaką poszlaką? Czy nikt nie wchodził do pokoju...
— Oprócz Jurka, który z rana pierwszy po pańskie suknie chciał wnijść — nikt a nikt, odezwała się Słońska — myśmy tylko z progu popatrzyli i pouciekali.
— Bardzo dobrze — rzekł Małejko — do protokółu siądziemy tu obok w gabinecie... Czy ludzie wszyscy są dworscy, nikogo nie brak?
Braun zaręczył, iż wszyscy byli i są, — dodając, że pan Franciszek, jeden przez pana wysłany wczoraj do miasteczka, nie nocował w domu, a wrócił dopiero, gdy już wszystko było odkryte.
Asesor milczący, ponury, rzucił się na krzesło za stół, Małejko dobył papier, kazał dać piór i atramentu i polecił, aby wszyscy dworscy na zawołanie czekali. Skinął tymczasem na ekonoma, ażeby póki się nie naradzą z panem asesorem, poszli na ustęp do