Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakiś ty symplicyusz — oburzył się Górnicki — ale ja go posądzam, że nie szlachcic — a nuż cygan?...
— Już ja bym nie pytał a zrąbał...
Rozprawiali długo, ułan nie na wiele się rzeczywiście przydał... lecz, jak to czasem i najprostszy człowiek coś doradzić może — po godzinie rozmowy odezwał się. Nie widzę innej rady, tylko ci nastręczę móla, co tu ma biuro dla szlachty i jenealogie im pisze... Od tego się o Żymińskich dowiesz najlepiej. Poznałem go, gdym papierów do heroldyi potrzebował.
Po obiedzie tedy poszli razem biura szukać... Choć ludzie za fantazye szlacheckie zwykli drogo opłacać i takiemu mólowi powinno się było dobrze powodzić — znaleźli człowieka wysokiego, chudego, w surducie wytartym, w pokoiku ciemnym na tyłach, wśród półek foljantami zastawionych, widocznie biednie żyjącego z tych papierów. Bardzo grzecznie podał im krzesełka stare i wysiedziane i wysłuchawszy milcząc żądania... począł cichym, ochrypłym głosem...
— Litera Ż.... Ż... Żymiński zaraz. Żymiński.... może Żemiński? hę? W herbarzach o żadnych nie słychać.... U mnie... czekaj pan... a! są Żymińscy herbu Rola... alias Kroje... tak... są... Jenealogia w porządku...
Tu się zatrzymał i oczyma wyzywał pana Górnickiego.
— Czy panu potrzebna notatka? dokumenta do wywodów? czy prosta kwerenda...