Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Poufna wiadomość tylko, ile, gdzie jakich Żymińskich jest z Żymina wielkiego, małego, złotego i czarnego, górnego i dolnego...
— Hę? hę? spytał podnosząc osiwiałą jakąś twarz Mól — hę? ja o żadnych tych Żyminach nie wiem... To bałamuctwo... Żymińscy są jedni, za to ręczę.. jednem jedni. Ostatnim potomkiem tego rodu jest pan Żymiński, właściciel realności przy ulicy Senatorskiej, godny człek, urodzony z Tremmerowej, cioteczny brat tragicznie zamordowanego pana Daniela...
— Ale ja u niego byłem właśnie i on mi o tych Żyminach plótł... Mól się rozśmiał, jak długi rozprostował.
— To chyba żartem...
— Dam ja mu żarty!... mruknął Górnicki — pan tego pewnym jesteś?
— Jak najpewniejszy... zupełnie pewny.
— Wiesz pan co — rzekł po chwili ruszając ramionami — Żymińskich po świecie dużo, bo i Żyminów jest kilka. Jest Żymin dolny i górny, wielki i mały, jest Żymińska Wólka, jest Żymin złoty nawet, i Żymin czarny. Od wszystkich tych wsi brali nazwiska różni, co ja wiedzieć mogę jaki to Żymiński? My jesteśmy z Żymina złotego.
I uśmiechał się.
Górnicki usta gryzł, tak mu źle jakoś było.
— A toć pewnie samozwaniec, mruknął.
— Co mnie może obchodzić, że jakiś Żymiński z dolnego lub górnego Żymina bierze dzierżawę w Sandomierskiem, dodał leżący...
— Imie plami! burknął Górnicki.
— Ale się nie pisze ze złotego Żymina?