Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dość na niego spojrzeć, dość pokombinować jak tu przybył, że nikt nie wie zkąd... kto go rodzi?... gdzie ojcowizna? Jakie koligacye? Awanturnik i po wszystkiemu...
Utwierdził się jeszcze w tem zdaniu pan Górnicki, gdy na wyjezdnem, pragnąc przynajmniej wiedzieć, z których stron Mazowsza pochodził Żymiński, począł zapuszczać sondy przez swych zauszników u dworskich w Rakowie.
Mazury rozległe, Warszawa jak las, szukać tak wiatru w polu, nie wiedząc, gdzie się oprzeć, było bardzo ciężko.
Zdawało się Górnickiemu, że ze sług który wygada się z czemś i na czemś i nasadził na nich dawnych swoich dworaków. Tymczasem okazało się, że jedyny służący Żymińskiego, który z nim przybył wzięty był niedawno w Warszawie, pana swojego nie znał wcale i głucho tylko słyszał, że miał jakiegoś brata w Warszawie, a dziedziczną część nie daleko od miasta.
Innych oficyalistów dobrał sobie nowy dzierżawca w miejscu.
Nie podobało się to panu Symforyanowi.
— Uczciwy człowiek by się tak nie osłaniał i nie obwarowywał! — wołał ciągle — oszust jest jakiś — samozwaniec — przechrzta i po wszystkiem?
Dokądże było jechać? co robić?
Nic nie wiedział sam pan Górnicki, postanowił jednak wyruszyć na tę wyprawę i nie wracać aż się czegoś dowie. Pożyczał na to pieniędzy, byłby ostatni surdut sprzedał a nie ustąpił, tak był pewny, że znajdzie sposób pomsty na nieprzyjacielu.