Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Naznaczonego dnia Żymiński przybył, i już się nie troszczyła o zabawienie go pani Benigna. Ze wszystkiemi był jak najlepszy, a co najdziwniej, Wychlińska i Leokadya nawet spoufaliły się z nim bardzo łatwo i prędko.
I znowu gospodyni zauważała, że siostrzenica nie unikała go i nie obchodziła się z nim, jak z obcym, a on ze szczególną dla niej był atencyą.
Dwie piękne panny Orzymowskie, zwłaszcza starsza, dla której to był mąż gotowy i jakby umyślnie od losu nastręczony, napróżno starały się zwrócić na siebie jego uwagę. — Panna Leokadya choć go grzecznie przyjmowała — ale, jak panny szeptały sobie przecieżby za posesora nie poszła... mogła wyżej wzrokiem sięgnąć... Żymiński dla wszystkich był bardzo grzecznym, ale nawet najmłodsza i najpiękniejsza panna Felicya urokiem swej twarzyczki pociągnąć go ku sobie nie mogła tak, by miłe towarzystwo Leokadyi dla niej porzucił.
— No! no! szeptała starsza Orzymowska — zobaczymy pomiarkuje przecie, jeśli się chce żenić, że Leokadyi by mu nie dali... Zawróci się on do nas — a wtenczas, o! wtenczas ja się mu podrożę!! zobaczycie...
Spodziewany zwrot ten jednak nie nastąpił — owszem — ku wieczorowi chodził znowu p. Żymiński po salonie z siostrzenicą gospodyni prowadząc rozmowę bardzo ożywioną. Panienki były niezmiernie ciekawe coś z niej podsłuchać — ale mimo zręczności swej, łapały tak urywane i obojętne słowa, iż się z nich nic skleić nie dawało. Starsza panna Orzy-