Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a dziewczę mi się rozerwie, boście ją tu przywieźli taką stęsknioną, milczącą, aż mi się serce krajało.
Wychlińska nie odpowiedziała nic, oprócz że i jej się Żymiński podobał.
Zatrzymano go do późna bez wielkiej trudności, nie wyrywał się też wcale, i tego wieczora zbliżył się do wszystkich znacznie. Gdy przyszło do pożegnania, p. Pstrokońska wzięła go na stronę.
— Przyjedź pan do nas kiedy na obiad, wybierz sobie dzień w tygodniu, rada go będę widziała. Myśmy tu tego roku dosyć opuszczone, a mam gości z Wołynia, którychbym rozerwać rada. — Myślę, że mi pan pomożesz do tego.
Żymiński się skłonił, nie wymawiając, znać było z twarzy jednak, iż szczerze był gospodyni wdzięcznym.
— Pani dobrodziejko — odezwał się — państwu ja nie na wiele się przydam, ale dla mnie to łaska, że mi się dom taki miły otwiera, bo inne pewnie pan Górnicki postara się zamknąć przedemną.
We cztery czy pięć dni, gdy sąsiad się nie dał widzieć, pojechał go Sochaczewski prosić na obiad. Przy tej zręczności, że to był człowiek ciekawy i wścibski, potrafił obejrzeć i dwór i gospodarstwo, a powróciwszy nie mógł się odchwalić wielkiego ładu, porządku i zmian, jakie zaszły w Rakowie.
— Powiadam pani mej dobrodziejce — odezwał się, że nie poznać ani dworu, ani pól nawet, choć tak krótki czas jak on tu gospodaruje. Zaraz innego człowieka znać. We dworze starym na oko nie zrobiono wiele, a zupełnie teraz inaczej wygląda.