Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stym dzbanuszku, lub jakąś robotą własną, że izdebka wydawała się miłą i miała wdzięk młodości, która w niej mieszkała. Gniewało i to p. Babińską, upatrywała bowiem nawet w ustawieniu sprzętów i kwiatków zalotność, w zamiłowaniu czystości jakąś niepotrzebną pretensyą. Książki pożyczone od Burzymów, ile razy je zobaczyła na stoliku, doprowadzały ją do niecierpliwości. Żartowała sobie z pretensyi jej do literatury i uczoności, chociaż Lusia nigdy żadnem słówkiem nie zdradziła tego co umiała. Nie pozwalała jej wprawiać się w grę na fortepianie, — wszystko to wywoływało gderania bez końca.
— Pannabyś powinna klucznicy poprosić, albo tej swojej Orchowskiej, żeby nauczyła cię jak się kury hodują, jak się indyki młode karmią, jak się w ogrodzie sadzi i pieli, a te książki i muzyka to strata czasu i bałamucenie się nadaremne. Ubogiej dziewczynie to niepotrzebne. Jeśli cię niezamożny szlachcic weźmie, i za to jeszcze Panu Bogu powinnaś podziękować, a poszedłszy za mąż, o muzyce i książeczkach i romansikach francuzkich i poezyjkach Lamartina i W. Hugo nie będzie kiedy myśleć.
Zwykle Lusia nie odpowiadała nic, chowała książki i przyjmowała to w pokorze. Uległość ta któraby może kogo innego rozbroiła, gorzej jeszcze p. Babińską gniewała. Mawiała, wychodząc do męża:
— O, to ziółeczko, ta wasza Lusia! to ziółeczko! ktoby powiedział, że to sama pokora, uległość sama, a to są tylko komedye! Ja to znam! ja to czuję! Skryta, milcząca, żeby się kiedy odezwała słówko, żeby się choć bronić raczyła. Nie, milczy a swoje robi. Tak! Takie charaktery są najniebezpieczniejsze. Ni-