Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szczebiotać po francuzku i wiele innych rzeczy, nabrała wyobrażenia, chwyciła początki. Dawano jej książki, pomagano, ale dziać się to musiało wszystko w największym sekrecie przed Babińską, która zakazała Lusi wdawać się we francuzczyznę, i oczy psuć nad książkami. Cóż ona winna była że ją samo towarzystwo Adolfinki i jej macochy uczyło?...
Nie bez przyczyny czasem w gniewie pani Babińska mawiała, że ją Pan Bóg za jej dobry uczynek ukarał tą nieznośną Ludwiką, składało się bowiem jakoś zawsze przeciw jej woli i planom. Nadewszystko ją gniewało to, że się nad tem dzieckiem rozpadali wszyscy, bronili jej, osłaniali wszyscy, aż do własnego męża i własnego syna.
Martynianek bowiem także od półtora roku szczególniej nadzwyczajnie był nadskakującym, czułym dla kuzynki. Strzegł się to okazywać przy matce, ale jej oko odgadywało, czego dostrzedz nie mogło. Dlatego też w końcu coraz była mniej przeciwną oddalaniu się na dłuższy czas Lusi od Burzymów, a Lusia z pobytu u nich korzystała chciwie. — Tam mogła razem z Adolfiną grać, rysować, czytać swobodnie i na wyprzodki się uczyć. Pani Burzymowa pokochała ją jak własne dziecię, stary Burzym dzielił miłość swą między córkę i jej towarzyszkę prawie zarówno.
Ciocia Babińska nie mogła tego niewidzieć, niedomyślać się, że dziewczę więcej umiało, niż jej zdaniem potrzeba było mu umieć — że się niezmiernie wykształciło i ślicznie wyrosło, gniewało ją to i niecierpliwiło. Najmocniej zaś oburzała się na samo przypuszczenie, iż jej jedynak mógł niepotrzebnie sobie