Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/447

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Szanowała wielce i ceniła męża, zdawało jej się wszakże, iż uczucie młode, poetyczne dla Micia zachować ma prawo... Nie pragnęła od niego nic więcej, jak by ten węzeł dusz tajemniczy trwał niezerwanym, choćby się w przyjaźń braterską miał przebrać. Nastawała mocno aby często bywał, aby poufale poprzyjaźnił się z Dramińskim, aby ich obojga był przyjacielem...
Nie widziała w tem niebezpieczeństwa, znając szlachetny charakter Mieczysława. On mniej sobie i jej ufał, i podsycać marzeń daremnych — nie pragnął. Zapominał się czasami przy niej, lecz dość było żywszego słowa, by upamiętał się i sobą owładnął. Śmielszą nierównie była Adolfina, jakby igrała z niebezpieczeństwem, którego nie znała. — Mieczysław przychodził do nich tylko wezwany, wówczas gdy wiedział że męża zastanie, lub z Martynianem, bywającym tu dosyć często. Gniewało to panią Adolfinę, płatała mu małe figielki. Wyprawiwszy jednego dnia męża z Martynianem do teatru, zaprosiła od obojga na herbatę Mieczysława. W istocie spodziewała się że i oni przybędą, ale nie tak rychło. Mieczysław przyszedł w dobrej wierze i zmieszał się zastawszy ją samą. Spytał zaraz o Dramińskiego.
— Ale siadajże pan, siadaj — powrócą! nie lękaj się! ktoby powiedział że zemną kwandransa sam na sam boisz się spędzić. To mnie obraża doprawdy!
— A! droga pani! przebacz mi, żywo zawołał Mieczysław — to tylko dowodzi że ja mojemu nie ufam sercu.
— Ufaj że mnie — czule, rzekła Adolfina, iżbym czystego uczucia naszej... (powiedzmy przyjaźni, aby