Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, uśmiechnęła się Adolfina — radbyś żebym może ciebie po niego posłała, żebyś się tam mógł wkręcić i choć westchnąć u jej progów!
Martynian spuścił oczy.
— A, pani, rzekł — ja nie tego żądam, chciałbym wiedzieć tylko co się z nią dzieje! Raz ją tylko postrzegłem w kościele, bladą, łzawą, uciekła odemnie. Orchowska powiada że otoczona jest szpiegami, że nikt tam nie ma przystępu. Ja tu siedzę już długo a nic nawet dowiedzieć się nie potrafiłem! Pani byś była aniołem...
— Będę aniołem, smutnie odpowiedziała Adolfina — bo mi cię żal, dobry, poczciwy, wierny pierwszym swym uczuciom Martynianie — ale cierpliwości. Jeśli ja się co dowiem, przyniosę ci, jej będę mówić o tobie... będę wam służyć... bo mi serdecznie żal obojga... a ja wiem co serca ból...
Martynian, całując ją w rękę, spojrzał na twarz wymizerniałą pani Dramińskiej, która mu się litościwie jakoś uśmiechała.
— A! pani! byłabyś dobroczyńcą... zbawcą... zawołał żywo — nie idzie o mnie... lecz któż wie co się z nią dzieje! Ta niewola, ci szpiegowie, to zamykanie jej. Ona tak strasznie blado i biednie wygląda...
— Jak ja? spytała Adolfina..
— Nie wiem — zdaje mi się że gorzej jeszcze... rzekł Martynian... pani łatwo będzie jako kobiecie, jako pacyentce dostać się do tego domu... zawiązać stosunki z nimi.
— I dawać ci o niej wiadomość — dokończyła Dramińska — a jej o tobie... to się rozumie... Zato pan będziesz trochę Dramińskiego mojego bawił, wodził