Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i szanuję go teraz. Ręczę że zamążpójście Lusi nie ostudzi go, pozostanie jej wiernym.
— Co też ty pleciesz, przerwała prezesowa, niechby sobie to raz z głowy wybił, a ją i siebie trapić przestał.
Pani Dramińska spojrzała na Micia.
— Kto kochał raz prawdziwie, powinien do śmierci zachować to uczucie; bo kocha się tylko — raz — choć bałamuci się człowiek sto razy... Ja inaczej miłości nie rozumiem.
Na tem drażliwa rozmowa się skończyła. Adolfina była do zbytku ożywioną i niepojętą dla Mieczysława, który cierpiał, patrząc na nią i słuchając jej. Wkrótce po obiedzie pod pozorem zajęć, pożegnał pp. Burzymów i odjechał złamany temi kilką godzinami spędzonemi przy Adolfinie.
Już miał wsiadać, gdy go jeszcze dogoniła w ganku i szepnęła mu cicho:
— Kto kocha — to na zawsze!!
Odwróciła się i znikła. Mieczysław pojąć jej nie mógł. — Z Zanokcic nazajutrz pojechali wszywscy na eksportacyą zwłok do Nowego Babina. Tu Mieczysław po bardzo długich latach spotkać się znowu miał ze stryjem Piotrem i z ciotką Łowicką. Oboje oni rzadcy goście za życia nieboszczki, — (a Łowicka w nieustannych z nią sporach) nie mogli odmówić przybycia na pogrzeb na który ich zaproszono. Pan Piotr ze swą podagrą o kiju i zmartwiony był śmiercią i skłopotany pogrzebem, bo się obawiał nogizaziębić, w kościele stać, z głową odkrytą iść, w powozie się trząść, nadewszystko nie w porę zjeść i nie tak jak był nawykły. Dla ubogiej a obarczonej familią