Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cóż ją obchodziło, choćby patrzył świat cały?... Nie dostrzegł też nikt, nawet Adolfina, której serce biło pod suknią przeczuciem dla niej niezrozumiałem... nikt, oprócz Lusi. Jej oko padło w zdradliwe zwierciadło i ujrzała w niem ten obraz, zadrżała... pobladła... jak cień, wysunęła się ku nim... a w chwili gdy Serafina się podnosiła, usłyszała schylającą się ku sobie siostrę i cichy głos...
— Bądźcie szczęśliwi! ach! bądźcie szczęśliwi...
Wszyscy troje razem weszli napowrót do sali napełniającej się gośćmi. Coś było w twarzy Mieczysława, w obejściu się Serafiny z nim, co ich natychmiast zdradzić musiało. Adolfina popatrzyła, uśmiechnęła się i przechadzając, trafiła do Mieczysława, który na chwilę się oddalił od siostry.
— To będzie pamiętny dzień dla nas wszystkich, rzekła, dziwnie jesteśmy szczęśliwi, nieprawdaż? Lusia, ja, a dla dopełnienia zdaje mi się że nam pan przybędziesz? Kiedy?
Mieczysław zdziwiony nie umiał odpowiedzieć.
— Nie zapieraj się pan... jam to czuła, tu! rzekła, wskazując na serce. Śliczny, cudowny świat... jak się to zawsze na nim składa wybornie, aby człowieka nie popsuć, żeby potem nazbyt go nie żałować... ale to się do pana nie stosuje, pan będziesz szczęśliwy.
Truła mu tę chwilę — milczał.
— To nie przeszkadza — dodała, zrywając nielitościwie liście z wazonów, żeby starzy przyjaciele byli zawsze przyjaciołmi starymi, tego nie może zabronić ani pan Dramiński, ani Serafina. Dusze idą