Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kier wedle dawnego obyczaju, tylko podać go nie było komu.
Ciemny a poważny aż do smutku, wielki salon profesora, całkiem został teraz odświeżony i poweselał w pasach i złocie. Przybory wszystkie były wspaniałe i wielkiego dowodzące smaku... nigdzie przesady i pstrocizny...
— Pani tu jesteś gospodynią wszechwładną — odezwał się doktór do żony — lecz ażeby ten dzień nie truło jej przykre wspomnienie tego nieszczęśliwego wypadku, któremu nierozsądny zakrystyan winien, bo któż tak drzwi otwiera?... racz pani może zmienić suknię, aby jej ta plama nie raziła.
To mówiąc, Varius wprowadził posłuszną żonę przez szereg pokojów, do jej osobnej sypialni i gotowalni. Czekały tu dwie służące... doktór szepnął im coś, a sam wyszedł prędko... Lusia padła na maleńką kanapkę, stojącą tuż przy drzwiach, a sługi otworzyły ogromne szafy gdańskie, pełne sukien i strojów, pytając o rozkazy.
— A! co chcecie! — odpowiedziała Ludwika.
Znaleziono suknię białą atłasową z koronkami... lecz i woal był pobryzgany krwią... i trzewiki w niej zmaczane, trzeba było przemienić wszystko... Gotowe rzeczy, jakby zrobione na miarę, bo zapewne też musiały być w ten sposób przygotowane, nie potrzebowały najmniejszej poprawki... Gdy suknię zrzuciła skrwawioną i spojrzała na nią Lusia, łza się jej zakręciła w oku, zwróciła się ku jednej z nieznajomych jej sług, której twarz zdawała się litościwszą.