Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ciężył nad nią wyrok który poświęcając się dla brata sama na siebie wydała. — Miała jednak jeszcze cały rok swobody przed sobą. W ciągu przeszłego lata, nie dając poznać tego po sobie, starała się coś dowiedzieć o człowieku, z którym miała być połączoną na całe życie; — wszystkie wieści wskazywały go jako człowieka wielkiego rozumu i zdolności ale bez zasad żadnych i cynicznego samoluba, który gotów był poświęcić otaczających, byle w tem widział korzyść dla siebie. Przeszłość jego była pełną najohydniejszych takich spekulacyj na ludziach i wypotrzebowanych na swą korzyść nieszczęść ludzkich i słabości. Lusia nie mówiła o tem nigdy Mieczysławowi, który miał poszanowanie i cześć dla niego, i bronił go żarliwie, ale słuchała i codzień mocniej przekonaną była, że życie jej musi być męczarnią cichą, okrytą przed oczyma ludzkiemi tajemnicą, ale niewysłowienie bolesną. Obawiano się Variusa nawet nim posługując, a stosunków towarzyskich z nim unikano zręcznie, starając się nie obrazić, gdyż mściwym był i nigdy nie zapominał urazy. Varius bywał niekiedy u Mieczysława i u Lusi, godzinami przesiadywał tu, starając się być grzecznym, miłym a nawet bezinteresownym. Ile razy wszakże dowcipu swego dobył z pochew aby nim błysnąć, kąsał i raził bez litości, nawet tych, których położenie zasługiwało na współczucie. Z głupst ludzkich, jak je nazywał, śmiał się prawdziwie szatańsko, szydząc i nie oszczędzając nikogo.
Przyczyniło się i to do cierpień Lusi, która się z niemi ukrywać musiała, że Martynian mimo dozoru matki i jej zakazu, ciągle się wyrywał sam, nasycał Paczoskiego, pisywał listy i dawał dowody przywią-