Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A! jesteś pan tu jeszcze! zawołała — zdawało mi się że przed nami ucieczesz, że się schowasz, lub pośpieszysz do tego ślicznego Rowina. Nieprawdaż że Rowin cudowny, że jego gospodyni czarująca, że to maleńki raik na ziemi?
Mieczysław tak napadnięty nie wiedział co odpowiadać.
— Szczęściem, dodała, złapałyśmy pana i bierzemy go w rekwizycyą na czas naszego pobytu. Daruj nam tych dni parę! Któż wie czy się kiedy zobaczymy i czy się spotkamy tacy weseli jak dzisiaj... bo ja jestem bardzo wesoła!
Zaczęła się śmiać przykrym śmiechem wymuszonym, popatrzyła na niego i usiadła naprzeciw, wlepiając oczy w Mieczysława, który ciągle był jak na torturach. Odwróciła potem wzrok na prezesową i odgadła z niej, że już się pochwaliła przed Miciem.
— Pan wiesz że się moja wyprawa robi i że ja — wychodzę za mąż?
Mieczysław zaczął winszować cicho — ale słowa mu się plątały. — Adolfina popatrzyła nań, jakby zdziwiona, łza się zakręciła w oku.
— Pan znasz p. Dramińskiego? spytała.
— Z najlepszej strony.
— Ja także — ja także — inaczej nie poszłabym za niego... Papa sobie tego tak życzył, mama mnie namawiała, trzeba było, trzeba było. Nie ma nic smutniejszego nad stare panieństwo. Roi się w głowie niewiedzieć co... marzy się o jakichś ideałach...
Nagle przerwała.