Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Adolfina nie kocha go, to pewna — ale trudno czekać na miłość — ma dla niego szacunek, dosyć go lubi. Trzy razy mu odmówiła,, niewiedzieć dlaczego. Uparty Dramiński, nie przestał bywać i starać się. Otóż — dopiero teraz w drodze jakoś mi się rozmyśliła i powiedziała, żebym zaraz napisała do ojca, iż p. Dramińskiego przyjmuje...
Mieczysław powiódł ręką po czole, robiło mu się gorąco, zimno, słabo, zmienił się na twarzy, ale na torturach uśmiechał się. Prezesowa żywo kończyła opowiadanie.
— Już napisałem do ojca, natychmiast się wzięłam do wyprawy. Od tego dnia przecie kiedyś pan wyjechał, uważałam już że się namyślała, gadały coś ciągle z Lusią. Zdaje mi się że pocziwemu sercu i wpływowi tej dobrej, kochanej, Lusi zawdzięczam to postanowienie, które nas uszczęśliwia.
Spojrzała w oczy, skończywszy mówić, panu Mieczysławowi — siedział nieruchomy jak pod pręgierzem, niewiedząc sam jak ma winszować, żeby się z uczuciem nie wydać. Łykał wyrazy jakieś, których ani sam, ani prezesowa nie rozumiała. Byłaby może dostrzegła jego pomieszania, gdyby drzwi się nie otworzyły nagle i niemi nie wpadła Adolfina z przyjaciółką.
Mieczysław, wstając, spojrzał na nią i znalazł ją dziwnie zmienioną, ale nie tak jak szczęście zmieniać zwykło. Twarz jej jaśniała rumieńcem, oczy ogniem pałały, lecz gorączkowym i chorobliwym, siliła się, udawała wesołość... Uśmiechem powitała Mieczysława.