Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ją na siebie całą, jeśli będzie strata, gotowani ją opłacić, wyczekując się jakiej miłej godziny z tych, które mi czasem dajecie.
Gdy pani Serafina czarodziejką być chciała — umiała być niepokonaną. — Mieczysław czasem nawet zapominał o Adolfinie, gdy siedział przy niej i słuchał jej głosu. — Odwróciła się do Lusi.
— Jeśli mnie kochasz, proś brata...
Lusia się odwróciła zarumieniona i zmieszana.
— Ja służę pani z prawdziwą wdzięcznością — wtrącił żywo Martynian. Mieczysław trochę pedant, ale gdy pani rozkaże, nie potrafi się oprzeć.
— Za pozwoleniem — odezwał się Paczoski, który pił herbatę z rumem, a niedolą swą przywiedziony był do rodzaju egzaltacyi rozmową ożywioną podbudzonej jeszcze. — Za pozwoleniem, ja jestem człowiek prosty i szczery, i znajduję że gdy się ma szczęście spotkać osobę tak godną i szanowną, jak pani dobrodziejka — obowiązkiem przed nią mówić otwarcie — wyznać jak rzeczy stoją.
— Panie Paczoski! przerwał, protestując Mieczysław.
— Ale, co tam, panie Paczoski — zawołał pedagog — p. Paczoski poczuwa się do obowiązku mówienia prawdy. — Oto, pani dobrodziejko, p. Mieczysław człowiek delikatny i pełen uczuć najszlachetniejszych, lęka się kuzynka zatrzymywać, aby niepowiedziano było, że — że — że tego, że ten, to się łatwo domyśleć. Lecz — jam świadek iż tu nic zdrożnego się nie dzieje. Przybyliśmy dla kupienia młockarni i sprzedania poematu. Być może iż powrócimy z poematem bez młoc-