Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pretekstów służyło mu do wciśnięcia się na Franciszkańską ulicę.
Prawie tak natrętną była p. Serafina. Niechcąc swym ekwipażem zbytniej zwracać uwagi, przychodziła pieszo do ubogiego mieszkania sierot, siadywała godziny całe, zabierała z sobą Lusię, niekiedy odrywała od pracy Micia, i gwarząc, jak ci gwarzą co nie mają z życiem co począć, nie spostrzegła się że za grzeczność z jaką ją przyjmowano, noce bezsenne płacić musiały.
Złośliwy ktoś mógłby był nawet posądzić panią Serafinę, że więcej ją zajmował Micio niż jego siostra. Zapominała się mówiąc z nim, ożywiała, wychodziła ze zwykłego sobie smutku i zobojętnienia. Ale ten dobry humor i chwilowe roztargnienie przyznawała Lusi. Niekiedy, nie zastawszy Mieczysława w domu, pod pozorem zabawienia siostry, przesiadywała do późna w nocy, a gdy zmęczony medyk powrócił z książkami i preparatami pod pachą, ona nie dawała mu wypocząć, zabierając go dla siebie rozmową, której nie było końca. Jeśli przyszła pieszo, i w późną noc powracać było trzeba samej, Micio i Lusia czasem po północy przeprowadzać ją do jej domu musieli. Tu znowu niepodobna było nie wstąpić na chwilę.
— Nie puszczę bez herbaty! — woła Serafina — u siebie pijecie bardzo niedobrą, jesteście głodni, choć późno, musicie zostać. Herbata przeciągnęła się czasem do dnia, śmiano się, żartowano i Micio z siostrą przychodził do domu tak, że już kłaść się na spoczynek nie było czasu. A jakże się było poskarżyć na tak serdeczną uprzejmość!