Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stanie pożyczkę. Olimpia starannie jakoś obrachowała dni, kiedy odpowiedź przyjść może, i znowu zajrzała do rewersu pocztowego. Nie mogła z niéj jednak dobyć Klara nic więcéj nad wyrazy serdecznéj wdzięczności.
Następnych dni Zygmunt już miał się coraz lepiéj. Ojciec przesiadywał przy nim, ale unikał rozmowy i bawił się rzeczami obojętnemi. Konwalescencya w młodych latach, przy siłach, zwykle bywa szybką, a choć na duszy Zygmunta brzemię wielkie ciężyło, natura wracała mu moc do podźwignięcia go. Ojciec ani o odebranym liście, ani o niczém nie mówił; od niechcenia tylko wspominał czasem, że widział Olimpię, że z nią rozmawiał i t. p. Doktor jeszcze zalecał jak największy spokój w obawie recydywy. Dni więc płynęły jednostajnie i dosyć nudnie. Szambelan tylko wycieczki czynił do miasta, i nie mówiąc nikomu, bywał w teatrze, szukał roztargnienia. Stary nie zobojętniał jeszcze całkiem ku temu, co zwykle tych młodych kusi i pociąga.
Liczył on także dni i zaglądał do kalendarza... Po długiém oczekiwaniu odebrał wreszcie list od matki Olimpii. Nakreślony szybko na ćwiartce papieru porwanéj ze stołu, zawierał tylko oznajmnienie, iż przygotowawszy męża i podróż naglą postarawszy się w jego oczach usprawiedliwić, aby nie budziła podejrzeń, natychmiast przyjedzie. Przygotowania wymagały wszakże dni kilku.
Szambelan spodziewał się większego pośpiechu, list go trochę zniecierpliwił, lecz cóż począć było? Musiał czekać. Daleko lepiéj dał sobie rady plenipotent hrabiny, który żądaną kredytywę wyprawił tak szybko, że przyszła prędzéj niż się jéj spodziewa-