Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cie. Szło wszakże o to, aby rozprawa odbyła się tak cicho, by jego i żony nie kompromitowała...
Na inną myśl i środek pozbycia się tego człowieka jeszcze był nie wpadł. Całą prawie noc spędził na zastanawianiu się, czy nie było to marzeniem? czy zazdrość nie czyniła go zbyt podejrzliwym?... O okna mógł się omylić... Témbardziéj należało się więc przyczaić tak, aby nie obudzając podejrzeń, dojść prawdy...
Już nad ranem rzucił się Zygmunt na łóżko, ironicznie śmiejąc się sam do siebie.
— Panie Zygmuncie, mówił w duchu, co za świetny los! jakie szczęście! jak miły stosunek domowy!... Ludzie ci zazdroszczą! Szambelan marzy o zwycięztwie, a ja tu w błocie siedzę po uszy... A! nie ma co mówić: drogo kupiłem fortunę i kolligacyę! Lecz poczekajcie: rira bien qui rira le dernier; wyzwaliście mnie do walki: zobaczymy kto silniejszy... Oszukujecie mnie... chytrym i ja być potrafię, a jeśli raz zemstę pochwycę... straszna będzie... Na Boga! będzie okrutna i nielitościwa...
W tych miłych myślach zasnął, gdy już świtać zaczynało, i nie dziw, że się nazajutrz dopiero około dziesiątej obudził.
Pierwszym przedmiotem, na który padł jego wzrok, były rzucone na stoliku pistolety. Przypomniały mu one cały przebieg sprawy wczorajszej i postanowienia, w których biały dzień go ugruntował. Ochłonąwszy nieco, czuł potrzebę dyssymulacyi, chłodu, rozwagi i wielkiego taktu... Wściekłość, którą miał w duszy, należało pokryć, utaić, nie dać się jéj domyślić.
Wstawszy późno, gdy po śniadaniu zszedł ubrany do baronowéj, już jéj tam nie zastał. Obie z Olimpią wybrały się na przejażdżkę na cały dzień; miały