Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powrócić aż późno w nocy. Szafrańska nie umiała powiedzieć dokąd się wybrały; miss Draper pojechała z niemi... Spytany portyer nic nie wiedział nawet o wyjeździe, a tém mniéj o celu... Jawném było dla niego, że przejażdżka ta wczoraj jeszcze musiała być wymyślona dla wygodnego widzenia się z p. Fratellim. Cóż to znaczyło, że Klara zabrała swego koczkodana, jak nazywała Angielkę? — mogła właśnie wziąć ją dla swojego towarzystwa, Olimpię zostawiając z kochankiem...
Zygmunt wyszedł na miasto, spodziewając się gdzieś spotkać z majorem i dowiedzieć o śniadaniu. Nie mogąc go nigdzie znaleźć, poszedł do doktorowéj. Piękna gosposia przyjęła go tém uprzejmiéj, iż powrot do jéj domu świetne otwierał nadzieje. Tym razem zawiedzione jednak były. Zygmunt nie dał się zaprosić na śniadanie, odłożył dłuższe odwiedziny na późniéj, a chciał tylko wiedzieć o majorze.
— Ale majora tylko co nie widać! zawołała piękna pani.
W istocie pan Redke nadszedł.
— Szukam pana, rzekł Zygmunt.
— A ja powracam od niego z hotelu... rozminęliśmy się.
— Cóż z naszém śniadaniem?...
— Artystów mogę panu dostarczyć, ilu sobie życzysz, odezwał się Redke, ale tego Fratellego ja mówiłem, że nie jestem pewien. Gdzieś mi do dnia czmychnął. Nie ma go już w mieście...
Pobladł Zygmunt, gdyż wszystko podejrzenia jego stwierdzało.
— Więc innego dnia, majorze...