Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

choć tam niezawsze stół zastawiano, a zimą, gdy w sieniach było chłodno, w mniejszym pokoju się rodzina mieściła. Tam też naprzeciwko i kawiarnia i fraucymer, i jeden czy dwa były pokoje gościnne. Oprócz tego z drugiego ganku i od tyłów wchodziło się do przybudówek. Miejsca było dosyć i dla domowych i dla gości, gdy ich Bóg dał i na przechowanie różności. Potrzebowano go też na przysposobienie wszelkich zapasów domowych, bo dwór na wsi musiał być, jak twierdza, zaopatrzony na długie czasy. Trafiało się, że insperate sypnęli się goście, i to tacy, co nie na dzień ani na dwa zdaleka ciągnęli, nie godziło się aby czego doma zabrakło, musiało wszystko być. Surowe się kupiło w mieście, albo spławiło z Gdańska, a przyprawiane i adaptowane do smaku naszego, robić się musiało w domu.
Lada spiżareńką i apteczką dom się naówczas nie obszedł. Dwadzieścia i trzydzieści osób przez kilkanaście dni napoić i nakarmić, tak, by sobie wstydu nie zrobić i tego, co się dało pierwszego dnia, nazajutrz nie pokazać — niemałą było troską. Z miasta wówczas małoco gotowego szło.
Stary Podkomorzy, zostawszy u syna na gracyi, jak powiadał, dawny swój pokój obszerny sobie zatrzymał, ale wnijście do niego zrobiono od tyłu, antykamerę mu dodawszy dla sługi i chłopca, i skład na rzeczy.
U Podkomorzego, w jego izbie, zacisznej, ciepłej, nieco przyciemnej, było wszystkiego pełno. Ponieważ staruszek mało się mógł ruszać, a chciał mieć to, co lubił i czego potrzebował, na oczach i pod ręką, — pokój, choć obszerny, zastawiony był i zarzucony, kąty i ściany pozakrywane. Wielu rzeczy, niemogąc już ich używać wcale, jednak się nie po-