Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż chcesz od niego? — spytała Wojewodzina.
— Bo ksiądz proboszcz tam w lesie został sam jeden koło chorego, to sobie rady dać nie może.
— Któż to chory?
— Dziw, proszę pani — a to ten co u nas długi czas był we dworze. Czuryłą go nazywali.
Usłyszawszy nazwisko to, Wojewodzina żywo się zbliżyła z koniem do Żyrgonia.
— Gdzie on jest?
— Bardzo chory leży w chacie w lesie, a nikogo koło niego nie było, tylko jeden głupi chłopak, co dopiero po księdza posłał, kiedy już ze wszystkiem osłabł.
— Daleko to? — zapytała Wojewodzina.
— A no tędy przez las — pewnie będzie więcej półtorej godziny drogi.
— Możesz tam zaprowadzić? podchwyciła pani. Żyrgoń zdziwiony patrzył na nią, widząc jak się rozgorączkowywała.
— A — pewnie — odparł — bo ja po pana Adryana przyjechałem, aby on tam corychlej przybywał.
— Jedź zamną? — zawołała żywo kobieta, zwracając konia — pan Adryan nocuje w oficynie. Zbudzić go, jeśli śpi.
Nim się Żyrgoń z kasztanowatą dowlókł do dworu, Wojewodzina kłusem wpadła w dziedziniec, i wywołała sługi. W nagłych razach znać nigdy jej nie opuszczała przytomność; w jednej chwili wózek był przygotowany dla Woroszyły, a co na myśl przyszło, że choremu służyć mogło, włożono weń naprędce. — Żyrgoń popasał, Wojewodzina kazała jednemu ze swoich masztalerzy dowiedzieć się o drogę do chaty, i nieczekając na innych towa-