Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czu zobaczymy jeszcze — ja wątpię. Niegdyś myślałem, że tu złożę głowę i dokończę życia mizernego; okoliczności mi nie dopuściły — święć się wola Boża. Przyjmijcie państwo wyrazy wdzięczności mojej nieograniczonej, za wszystkie Ich łaski, i wierzcie, że lat spędzonych z Nimi nie zapomnę do zgonu. Niech wam Bóg nagrodzi i t. d.“
Podkomorzy, w którego rękach list drżał, dokończyć go nie mógł; wypadł mu z nich na ziemię, rozpłakał się stary i zamilkł.
— Otóż masz — wybąknął — oto masz, niezręczność moja. — To ja winienem. Ale któż się mógł tego spodziewać! Obraził się nieborak!
Szczepan usiłował dowodzić, że fantazya ta przejdzie Czuryle i rezydent powróci; że już tyle razy na czas dłuższy wyjeżdżał, i zatęskniwszy zjawiał się znowu. Podkomorzy był niepocieszony. Nikomu pewnie więcej nie mogło braknąć rezydenta niż jemu. Bez niego pusto było i smutno, tracił słuchacza sympatycznego człowieka, do którego był nawykł i przyrósł.
W całym domu zresztą żal po Czuryle był niezmierny. Oprócz listu na stole, znaleziono dosyć znaczny datek dla sług we dworze, na ręce pana Szczepana adresowany, do rozdania według notatki. O Jarmużce nawet rezydent nie zapomniał.
Przez cały dzień nie mówiono o niczem, tylko o odjeździe jego, a gdy wieczorem przybył ksiądz Woroszyło, pierwszem słowem, którem go przywitał Podkomorzy, było:
— Wiesz ty o naszem nieszczęściu? wszak to Czuryło nas opuścił!
Proboszcz nie okazał zdziwienia.
— Wczoraj wieczorem jeszcze — odezwał się, wie-