Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Służba Wojewodziny była bardzo liczna. Kobieta samowolna i dziwaczna, miała szczególne upodobania w ludziach, i przywiązywała się często do takich, którzy najmniej może na to zasługiwali. Jednakże wśród tego dworu, którego połowa niczem się nie zajmowała i darmo chleb jadła, było też dosyć ludzi dla pamięci ojca i przez wdzięczność za długie, wierne służby, utrzymywanych. Między innymi, nigdy w podróżach wszystkich nie opuszczał swej pani stary, krzepki dosyć jeszcze kamerdyner Wałowicz. Ten, jak powiadał, na ręku ją niegdyś nosił — przywiązany był do niej nadzwyczajnie, wszystko, co robiła, tłómaczył i uniewinniał — wielbił ją — i utyskiwał tylko, że była na świecie najnieszczęśliwszą kobietą. Wałowicz świadkiem był całego życia, wszystkich przejść Wojewodziny, począwszy od pierwszego jej małżeństwa, do ostatniego. O ile bronił swej pani, o tyle, z respektem wszakże narzekał na ojca. Niegdyś mówiąc o nim, wyrażał się: — Odpowie przed Panem Bogiem — teraz po zgonie — szeptał — niech mu Bóg nie pamięta.
Wojewoda też, mąż teraźniejszy, nie miał łaski u niego. Po co się jemu było z nią żenić? po co? — mówił gniewnie — temu staremu grzybowi. Powinien był słuchać syna, co mu po nogach pełzał, aby tego nie czynił, a jeśli teraz biedę ma i skowyczy — dobrze mu tak! Po co się stary żenił? po co?
Jadąc na wieś, jak zwykle, bez Wałowicza nie obeszła się Wojewodzina; on trzymał kassę, on obraniał ją od napaści, choć najczęściej kończyło się na tem, gdy Wojewodzina nalegała mocno, że jej nietyko grosz, jaki mu powierzono, ale i swój własny oddawał.
— To nieszczęśliwa kobieta, trudno się jej sprze-