Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak! jak! jaki — podchwycił stary.
— Ekwilibryczny — mówił wesoło Woroszyło — u jednego biorę a drugiemu oddaję i tak dalej.
— Ale któż ci daje? kto?
— Tego nie mogę powiedzieć, bom dał słowo. Pożyczam gdzie mogę. Gdy kilku spłacę reszta się uspokoi, a ze spokojnymi sprawa łatwiejsza.
— System... ekwi-li-bryczny! Daj go katu! — powtórzył p. Podkomorzy — ekwi-li-bryczny! Nigdym się takiego polityka w waćpanu nie spodziewał.... Anim się domyślał tej zgrabności. Waćpana do naszego ministerstwa za podskarbiego wziąć powinni. Zaspakajałbyś dług hollenderski — pożyczając u Prusaka, a Prusaka — biorąc u Hollendrów. System ekwi-li-bryczny, a to mi, chwat!
Śmiał się Woroszyło, począł się śmiać i stary, uwierzył czy nie, ale że się więcej dowiedzieć nie mógł, na wszystkie strony obracając Woroszyłę, musiał na systemie ekwilibrycznym poprzestać.
Wieczorem późno zjawił się Czuryło i musiał słuchać opowiadania starego, który mu rozmowę z plenipotentem powtórzył. Ciekawie bardzo dowiadywał się o wszystko.
— Widzi p. Podkomorzy — dodał — a nie miałem ja racyi ręczyć za niego! To sprytny chłopak, jak ogień, okrutnie obrotny i ma swe stosunki w obywatelstwie!
— Nigdym się tego po nim nie spodziewał — dobił Podkomorzy.
— A ja zupełną w nim miałem ufność, bo go znam dawno.
Z ukosa, dziwnie staruszek na rezydenta popatrzył; kto wie: jakie mu myśli mogły przychodzić do głowy.