Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lub dopłaty. Ci, co mieli obligi oddawna płatne, grozili procesami i subhastacyą.
W pierwszych dniach Woroszyło cierpliwie spisywał tylko pretensye, z krwią zimną odpowiadając wszystkim, iż długi zlikwidowane i opłacone zostaną.
Późnemi wieczorami, gdy się natrętni owi goście porozjeżdżali, przybywał potajemnie Czuryło. Najczęściej, ażeby nie być widzianym, wywoływał gospodarza do sadzawki w podwórzu; i tym sposobem nawet go Misia zbuzować nie mogła, bo go nie schwytała.
Niedosyć na tej biedzie z wierzycielami mnogimi, wprędce bardzo powołano Woroszyłę do Wojewodziny — która już nie miała więcej nad kilkadziesiąt dukatów.
Gdy nadjechał, wyszła do niego, na ręku niosąc tę garstkę złota i rzekła mu:
— Widzisz pan — to mój cały majątek a ja pieniędzy potrzebuję i żyć bez nich nie mogę. Musisz mi pan dać pieniędzy.
— Jutro — rzekł kłaniając się p. Adryan.
Wojewodzina zadziwiła się mocno.
— Proszę pana — rzekła — wiem od Hałandzicza że w kassie nic nie było, że od nikogo wpłynąć nie mogły, że nawet pan już kilku nudziarzy opłaciłeś, ale, zkąd-że pan bierzesz pieniądze?
— Wszak mi pani słowo dała nie mieszać się do interesów — zapytał uśmiechając się Woroszyło.
— Prawda, ale — pan chyba jesteś czarnoksiężnikiem?
— Wszystko się to później wyjasni, bez szkody dla pani — rzekł nowy pełnomocnik. Ja mam kapi-