Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zano ci się stawić, i pozwolono tylko z Podkomorzym przebywać, oto i po wszystkiem.
— A jakąż to minę mieć będzie? — odparł Czuryło. Da bez potrzeby do myślenia, ja tego nie chcę.
Narada trwała tak z dobrą godzinę, bo ks. Woroszyło koniecznie chciał na nim wymódz żeby się nie oddalał, a Czuryło jechać się napierał, dowodząc, iż oddalenie jego nie potrwa długo, bo Wojewodzina na tej pustyni nie wytrwa.
Pomimo uporu jego, wziął na siebie proboszcz próbować czyby się jaki układ zręcznie wykonać nie dał. Zgodził się, choć niechętnie, Czuryło.
Tegoż dnia poszedł proboszcz do dworu i zasiadł z Podkomorzym, dowodząc mu, że Czuryło potrzebuje spokoju, i że — jak mu się zdawało — obawia się z przyjazdem Wojewodziny najazdu gości, a zbytku zajęcia, szczególniej przy zabawianiu ludzi innego świata i obyczaju.
— I mnie to nie na rękę, co mnie tu czeka — odezwał się stary — lecz cóż robić? Wierzę, że mu ta baba straszna jak niemniej nam wszystkim. A i to prawda, że my z obowiązku krwi pokutować musiemy i ją znosić — on zaś, do niczego nie obowiązany.
— Więc — o co chodzi? — proponuję taki układ — żeby sobie siedział w oficynie, do gości się nie prezentował, a do mnie tylko na gawędkę incognito przychodził — święcie dotrzymam.
Umówiono się tedy, aby i pani Szczepanowa i pan Szczepan, niby proprio motu oświadczyli Czuryle, iż się może uwolnić wczasie pobytu Wojewodziny od ukazywania się w domu. Stary też sam miał mu to powtórzyć. Tegoż wieczora, nie zwlekając, odbyło się to, nie bardzo zręcznie może, ale Czuryło, znając ludzi, pewnym być mógł, iż mu słowa dotrzymają.