Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prawiwszy wprzody męża, który na czatach zazdrosnych został za drzwiami — opowiedziała o poruczniku, jak należało, Ankwiczowi. On sobie go ołówkiem zanotował, aby kazać mieć na niego oko. Policya w Grodnie była doskonałą. Nie zapomniała szepnąć, że u Mikorskiego i Krasnodębskiego przesiadywał. To dawało do myślenia.
Drugiego potém dnia przybył pan minister uśmiechnięty i doniósł, że strachy co do porucznika były próżne. Znał go doskonale Boskamp, wiedziano o nim, miano go za żołnierza dobrego, który, jak się zdawało, szukał służby w wojsku rosyjskiém — bo coś o tém komuś mówił.
Uspokoiła się szambelanowa.
Siostra, panna Justyna ciekawą téż była tego brata, który tak długo przepadł bez wieści. Dwoje ich rodzeństwa było tylko na szerokim świecie — sierót dwoje.
Po latach dziesięciu oboje oni dla siebie byli nowemi istotami, potrzebowali się poznać, zbliżyć, wyspowiadać.
Z obawą niejaką rozpoczynali tę znaj mość, która i coś strasznego a niepowetowanego odkryć im mogła.
Justyna opowiedziała bratu swój pobyt u Wizytek, przyjęcie w domu szambelaństwa... ale się nie poskarzyła na swój los, nie zadrasnęła słówkiem tych, na których łasce była.
— O ile ja widzę, rzekł brat — nie wielkie to szczęście ta opieka nad tobą, i gdyby się coś innego trafiło — nie namawiałbym cię, abyś tu została. Krótkiego czasu dosyć, aby dom poznać. Jejmość stara — elegantka, on sam jakby go nie było, dumy wiele, serca mało.
Na to panna Justyna nic nie odpowiedziała.
— Pokrewieństwa się wstydzą... Dom dla moskiewskich przyjaciół otwarty, widzę — i sercem im sprzyjają...
Skinieniem głowy potwierdziła to panna Justyna. Brat wstał mocno wzruszony.
— Spodziewam się — dodał, że ty przynajmniéj