Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W dodatku dom był wilgotny i „aniołek“ dostał fluksyi... A gdy jeszcze zobaczyli przez okna tę scenę z żołnierzami, Karskiego skaczącego przez okno, sołdatów na warcie do nocy, gdy Ankwicz opowiadać począł, jakie nieprzyzwoite wrzaski wyrabiano w Izbie — jacy ludzie nie wiedzieć zkąd się znaleźli, aby te burdy codzień sobie poczynać jak w karczmie, — szambelanowa o mało się nie położyła...
Pocieszyło ją tylko, że jednak bale się gotowały, że Sievers kazał ją prosić, aby została i aby wpływu swego użyła na ukołysanie zburzonych żywiołów. — Ankwicz dodał, iż pannę Justynę powinna była z sobą wziąć koniecznie, aby liczbę pięknych osób pomnożyć, gdyż w rachunek była wciągnięta.
To znowu szambelanową zniecierpliwiło.
— Ale to nie jest do salonu panna, rzekła... to „osoba bez wychowania“ — ordynaryjna w najwyższym stopniu...
— To nic nie szkodzi — twarz przystojna... to dosyć.
— Co za przystojna! WPan masz kaprysy.... Przypatrz się...
Ankwicz się upierał.
— Więc ci i to jeszcze powiem, dokończyła szambelanowa, że ja nie jestem jéj pewną....
— Jakto? w czém?
— Oto w tém, iż ją posądzam, że może mieć głowę przewróconą patryotyzmem. To do niéj podobne. Wprawdzie nigdy mi nic nie mówiła, bobym ją skarciła przykładnie... ale gdy się tu ta awantura w dworku stała, obok... że tych warchołów bardzo słusznie żołnierzami obstawiono, wpadła do mnie z lamentem, jakby już nie wiem, co się stało... wyrzekając na Moskali. Alem jéj wnet gębę zamknęła.
— No — widzi pani — litość, kobieca rzecz — rzekł Ankwicz, a Sievers postąpił sobie nieoględnie. Sam tego żałował. W impecie pierwszym się nie zastanowił.
— A ja mówię, że słusznie i pięknie i sprawiedliwie — zawołała szambelanowa.... Trzeba ich uczyć