Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się otrzymanego klapsa zaraz oddaje sąsiadowi. Możesz łajać Boskampa...
— Djabła tam... on lepiéj niż ja u Sieversa stoi... na mnie się krzywi wszystko...
I nagle zawołał. — Kat bierz sejm. — Sto dukatów na dwójkę!
Głos ten rozbudził jakby zdrzémanego Ponińskiego, który się sam został w pierwszéj izbie.., dopił wina i na kiju się opierając powlókł do stolika gry... Stanął... patrzał... Potém z ziemi zdjął kartę.. i rękę wpuścił do kieszeni w kamizelce... Dobył z niéj pięć dukatów... Oczyma długo, długo żegnał się z niemi, odjął jednego... a cztery z kartą położył na stole.
Miączyński, który ciągnął, spojrzał kwaśno. Zmierzyli się oczyma...
Za drugiém pociągnięciem dwójka, na którą postawił — przegrała.
Poniński stał i jak osłupiały patrzał.
W twarzy muskuły mu drgały wszystkie... widać było budzącą się namiętność niepohamowaną. Obok niego siedział biskup.
Schylił mu się do ucha. — Księżę biskupie — jakeś poczciw... pożyć pięć dukatów — pies jestem, jeśli więcéj poproszę... pożycz pięć...
Niecierpliwie, gniewnie, jak żebrakowi książę posunął żądane dukaty, a sam z krzesłem hałaśliwie się odwrócił od niego.
Drzącą ręką chwycił dukaty Poniński.. na pierwszą jaką natrafił kartę, postawił je... Widzieć było po graczach, jak im ten natręt dokuczał... Miączyński jednak ciągnął... karta wygrała... Podskarbi załamał ją... wygrała raz jeszcze... Miał już dwadzieścia dukatów, oczy mu się paliły... Nie zdjął ich — kartę tylko odmienił... Wygrała raz jeszcze, popatrzyli na niego wszyscy.... Zawahał się chwilę.... Podsunął kartę i szedł daléj... Szczęście mu sprzyjało dziwnie... Śmiał się i trzymał...
Doszedł tak do dwóchset czerwonych złotych, które nareszcie ubił i zagarnął Miączyński. Podskarbi patrzał jakiś czas na stół... pokiwał głową i wrócił do