Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Hasło rozpaczy... odparł Ciemniewski — nic nie dopuścić! Stać murem, krzyczeć, łajać, błotem, sromem rzucać im w oczy, wywołać wstyd... rwać, niszczyć dzieło przedajności i zdrady...
— Dokażemyż czego? spytał Mikorski...
— Tak — dokażemy jedynéj rzeczy wielkiéj, świat wiedzieć będzie, że było dwudziestu uczciwych ludzi między posłami, których wybierały karabiny moskiewskie, których oni mieli za szelmów... Damy świadectwo prawdzie... Zapiszemy manifest do ksiąg nie grodu i trybunału, bo tam nas Sievers nie puści, ale do ksiąg sprawiedliwości bożéj.
Mikorski przyklasnął...
Wtém chłopiec przestraszony wszedł do izby a za nim Borysewicz...
— Panowie... oficer z żołnierzami... w nogi, kto w Boga wierzy!
Nie zastanawiając się długo, co czynić, Karski skoczył nie do drzwi, za któremi już słychać było szczęk broni.... ale do okna, chwycił je oburącz i szyby a ramy poleciały... wybił je całe, skoczył do ogrodu i zniknął. Nikt nie poszedł za jego przykładem. Kimbar, Ciemniewski, Krasnodębski, Mikorski stali jak osłupieni, gdy młody, bardzo przystojny, z uśmiechem na ustach, mocno ściśnięty w pasie oficerek, przykładając rękę do kapelusza, zjawił się tuż w progu. Za nim szło czterech żołdaków z karabinami. Oficer trzymał papier w ręku. Znać dane mu były rozkazy, aby się jak najwzględniéj obszedł z panami posłami, i wybrano takiego, któryby umiał to spełnić z pewną przyzwoitością.
Podszedł trochę skłopotany ku Mikorskiemu, który naprzód wystąpił.
— Bardzo mi przykro, rzekł... że tak niemiłą misyą spełnić mi kazano — panowie darują — jestem żołnierz, znam tylko rozkazy moich przełożonych...
— Ale pańscy przełożeni nie są naszymi — przerwał Mikorski.
Oficer wskazał na żołnierzy.
— Czy panowie mają siłę, którąby naprzeciw karabinom postawić mogli?