Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jeżeli i mówić nie wolno... odraczam wniosek...
Zaledwie dokończył, gdy Szydłowski zabrał głos, nie prosząc.
— Idzie o traktat z Prusakiem... domyślić się łatwo! Znajdzie się większość, co go przyjmie, ale niechże choć jeden zdrajca zginie, choć jeden z tych, co nas do zguby pchnęli, przypłaci życiem i hańbą. W obec Boga oświadczam, że kto się wniosek ten postawić ośmieli — pociągnę go przed sąd sejmowy jako zdrajcę ojczyzny!
Stawię moją głowę — albo moja albo jego niech padnie!
Taki był początek posiedzenia, którego roznamiętnienie przeraziło nawet najśmielszych... Podhorski zamilkł... Wystąpiła tłumnie opozycya... z groźbami... Co chwila... Zdrajca! latało w powietrzu...
Karski rozogniony stanął naprzeciw tronu... i począł gwałtownie bić na projekt traktatu z Prusami. Obrócił się do króla.
— W. kr. Mość! — zawołał — patrzysz na to spokojnie... niech kraj porwą na sztuki, byleby, jakeś W. kr. Mość rzekł kiedyś, zostało mu choć tyle ziemi, ile jéj kapelusz nakryje, byś nad nią mógł panować...
Król blady jak trup, porwał się z tronu... Twarz zawsze łagodna, strasznéj zemsty pragnieniem się wykrzywiła.
— Nigdym w życiu tych słów nie wyrzekł!.. — zawołał.
— Karski pod sąd! — krzyknął Miączyński — za obrazę majestatu...
— Pod sąd! — zaczęła wołać Izba — pod sąd sejmowy!
— Nie żądam sądu... przebaczam urazę i proszę za imp. Karskim — rzekł król głosem drzącym.
— Niech przeprosi! — odezwały się krzyki.
Karski uśmiechnął się i skłonił głowę... Śmiałym krokiem poszedł do tronu i zniżył się do ucałowania ręki pańskiéj...
Chcąc odwrócić i uwagę i uczucia złagodzić, Szy-