Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cemi oczyma na Masława. Tenże stał groźny lecz strwożony razem...
— Słuchaj ty, stara — począł głosem ochrypłym — ja ci dam, raz jeszcze przyszedłem powiedzieć, życia swojego strzeż. Masław cierpliwy do czasu, a w gniewie, od wilka wściekłego sroższy... Zasiec każe, zabić każe.!
— Gadaj! — szepnęła stara — niechaj choć głos słyszę... Ja tobie życie dałam, ty mnie za to śmierć!...
Zakryła rękami oczy i zaszła się od płaczu, Masław stał, a pomilczawszy rzekł:
— Gdybyś ty matką była, nie psuła byś mnie u ludzi, nie robiłabyś wstydu przed światem. Ja kneziem jestem i będę... tyś pastusza wdowa.
— A ty kneziu miły, pastuszy syn! — smutnie rzekła stara. — O! bodajci było z biczem chodzić za trzodą, nie z mieczem na gardła cudze nastawać, aby potem swoje dać!... Co tobie z tego kneziostwa? co?...
— Będziesz milczała? — spytał.
Wygoniora zadumała się...
— Puśćcie mnie ztąd; pójdę i będę milczeć — odpowiedziała smutnie. — Nie powiem nikomu, żeś synem moim, króluj sobie, ale puśćcie mnie z tej niewoli... hen! tam do starej chaty. Zlituj się nademnąl...
Kończyła te słowa, gdy kneź szybko się cofnął aż do drzwi. W progu już stojąc odwrócił się ku niej:
— Miejcie rozum, kiedy całą chcecie być! to ja wam mówię ostatni raz! Siedźcie, gdzie przykazano! słyszycie!
Odryglowano drzwi i Masław wyszedł, stara leżała na ziemi, twarz ukrywszy w dłoni płakała.
Wkrótce Wszebor nie słysząc nic oprócz głuchego jęku, zasunął okienniczkę i sam legł na posłaniu.