Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

druga, młoda i strojna niewiasta, hoża, smukłą miała twarz znudzoną i obojętną.
— Słuchaj ty, stara Wygoniora — mówiła pochylając się do niej — taki ty twoim szaleństwem dorobisz i doigrasz, że cię do jamy rzucą i głodem zamorzą. Co tobie się śni? kneź był wściekły dziś!
— Co mówił? — spytała.
— Sto łóz starej wiedźmie! — zawołała młoda — sto łóz szalonej babie!
— On tak mówił? on? A sprawiedliwie! sprawiedliwie... — powoli odparła stara — czemu rozumu nie ma. — Szydersko to mruknęła.
— Kneziowi włazicie w drogę, gdyby, jak drudzy zły był, co myślicie? powiesićby kazał.
— A no! — rzekła stara — niech on każe i niechaj wieszają..
Spuściła głowę a po małym przestanku dodała.
— Jam go karmiła, ot temi, temi piersiami zeschłemi — a teraz! na gałęź starą sukę! sto łóz wiedźmie! hej! hej! Jakże urósł szczęśliwie!...
Zamilkła, młoda stała nad nią nadąsana, zła.
— Mnie tu do was przysłali — odezwała się. — Siedźcie spokojnie, dożyjecie tak wieku a nic wam braknąć nie będzie... będziecie szczęśliwą...
Odwróciła głowę Wygoniora.
— Szczęśliwa! ja? szczęśliwą? koło mnie szczęście drogi zapomniało! Nie pleć pleciucho... milczałabyś lepiej.
Ręką ku niej machnęła, aż Zynia uląkłszy się, odsunęła się.
Ogień przygasał na kamieniach, młoda dołożyła do niego parę szczepek.
Jakiś czas cicho było, wtem drzwi się otwarły szeroko i wszedł Masław do kobiet. Stał z początku cicho wreszcie dał Zyni znak, aby precz szła i dziewczę wymknęło się i znikło. — Stara patrzała płaczą-