Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę jaśnie pana — odezwał się woźnica — ta-to Czortek!
I począł się śmiać, bo cudza bieda najlepsze serca nawet pobudza do śmiechu.
— Państwo kazali jechać tędy, tom jechał — dodał Parfen raźno, a można objechać! Co my tu będziemy stali, aż się Pan Bóg nad niemi zmiłuje, ja wezmę na Siny Bród.
— Ta! i tłumoki zamokną! — odparł Strukczaszyc.
— Proszę jaśnie pana, ja w tem: nie zamokną! — zawołał Parfen — nie zamokną.
— No, to jedź — krzyknął Strukczaszyc. A nie wiesz kto tam się szpetnie zawalił?
— Kto jego tam wie! — rozśmiał się Parfen.
Stojący przy bryce na koniu, p. Erazm, słysząc o co szło, odezwał się do Strukczaszyca:
— Proszę ojca, ja pojadę przez groblę. — Juści nie zagrzęznę! A bliżej....
Ojciec głową tylko skinął, bo Parfen tryumfująco już zawracał; p. Erazm siwka spiął i ruszył na Czortek.
Wyminąć zagrzęzłego powozu nie można było inaczej na wązkiej grobelce, tylko tuż około niego przejeżdżając. Ciekaw też był p. Erazm: kto się w kolasie znajdował. O pomocy ani podobna było myśleć.
Zbliżywszy się ku rozbitkom, poznał dopiero łopatyckich ludzi, którzy, ujrzawszy nieprzyjaciela