Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwól niech spytam i uczynię uwagę: — Prosiłeś Czemeryńskich?
Zmieszał się Buchowiecki.
— Co to ma do tego! — zawołał — proszę wszystkich, kto łaskaw na mnie! Takcijest, prosiłem Czemeryńskiego, a nie zapytał mnie czym was, kochany przyjacielu, zapraszał lub nie, pewnym będąc, zaiste, iż ominąć tak godnego obywatela nie mogłem.
Argument był bez repliki.
— Hm! — odezwał się Hojski — zapewne, lecz spotkanie bodaj u jednego stołu, niemiłem być może.
— Stołów będzie dosyć, miejsca poddostatkiem, a ludzi tyle, że tam ani się stykać ni spotykać nie będziecie mieli potrzeby. Jeśli nie uczynicie mi honoru tego, uczuję ja, uczuje córka moja, — boleć będziemy, jakoś przyjaciel mój.
Zaklinał tak wciąż, a Hojski milczał z głową spuszczoną.
— I odmawiać-bym niechciał, i obiecywać nie śmiem! — rzekł wzdychając.
— Co u kata! — krzyknął rozochocony Podkomorzy, pomyślą ludzie, ba i powiedzą, żeś się go zląkł, bo nie pomyśli nikt i injuryi mi tej nie uczyni, aby mnie o pominięcie was posądził. Wiedzą wszyscy żem tu miał być.
Posądzenie to, że Hojski mógł się ulęknąć, po-