Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wybór do kościoła zawsze bywał pompatyczny. Conajmniej szła kareta, kolasa i bryczka, kilku dworzan jechało konno, towarzyszyła służba w barwie; sędzia stroił się z przepychem i ubierał w klejnoty. Chciał, aby wiedzieli wszyscy, że nie był lada pierwszym z brzegu.
A że Strukczaszyc, choć porządnie, przyjeżdżał po szlachecku i niesadząc się wcale, tem mocniej o zakasowanie go dbał Czemeryński.
— Niech znają com zacz! — mruczał sobie pocichu.
Już Hojski z siostrą i synem zasiadł był w swej ławce i zabierał się do modlitwy, gdy z szumem, rozpychając ludek boży, wtoczyła się rodzina Czemeryńskich. Jejmość strojna na czele, obok sędzia z ręką na karabeli, panna Leonilla jak anioł piękna, i nasępiona pani St. Aubin. Ex-definitor i rękodajni dworzanie towarzyszyli im. Zdala już postrzegł Czemeryński, stojącego z miną zuchowatą, p. Erazma, o którym był upewnionym, że ranny leżał. Okazało się tedy, że Śliwka śmiał bezwstydnie przed nim kłamać. Rumieniec wystąpił na twarz sędziego i oczy się gniewem zaiskrzyły. Śliwka, który także w kościele był, zobaczywszy p. Erazma, oczom nie chciał wierzyć. Przewidział on co nań spaść miało, i tem gorliwiej tego dnia się modlił.
Strukczaszyc, choć dosyć szumnie obok miejsca