Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nim, ale mało go rozumieli. Erazm też ani z nimi, ani z innymi zwolennikami istniejącego porządku rzeczy, w spory nie wchodził. Po ojcu wziął ów charakter milczący i w sobie zamknięty. Od czynu go nic powstrzymać nie mogło, — czego dał dowód na sianożęci; w słowach był skąpy.
W Łopatyczach pierwszy tryumf po zdobyciu siana, przechwałki wesołe Brackiego i Śliwki, nazajutrz się w kwaśne usposobienie zmieniły, gdy się dowiedziano, że nocą, mimo burzy, chłopi Sierhińscy naszli sianożęć, siano zabrali i zniszczyli, a stróżów pobili i powiązali.
Śliwka w początkach ukryć chciał przed sędzią tę swą dekonfiturę, a że kontroli ścisłej siana nie było, udałoby się to może, gdyby zrana służące nie wypaplały przed jejmością historyi całej, i sędzia nie kazał zawołać ekonoma.
Zaprzeczyć nie było można; nagniewał się Czemeryński okrutnie, że te sztachetki na swojem postawiły. Gniew trwał aż do Niedzieli. W wigilię śś. Piotra i Pawła przypomniała jejmość, że do kościoła jechać trzeba było. Choć dosyć pobożny, pan sędzia się skrzywił, bo mu na myśl przyszło, że się może oko w oko spotkać z tym znienawidzonym Strukczaszycem. Miał na myśli wytłómaczyć się chorobą i kobiety same wyprawić, lecz po głębszem zastanowieniu się uznał, że jechać był powinien.