Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chę przeboleć przyszło, a choćby odleżeć? to co? przecież warto coś, gdy się ich niepoczciwej satysfakcyi pozbawi.
Ciotce o tem nie mówiono nic, ażeby zawczasu nie protestowała. Rana, chociaż się goiła bardzo szybko, jednakże do Niedzieli się zamknąć nie mogła. Pan Erazm z tego bólu, jakiego miał doświadczyć, żartował; ojcu było go żal, ale miał wyższe konsyderacye. Syna kochał mocno, lecz honor swój szlachecki bardziej jeszcze.
Gdy zrana panna Blandyna się dowiedziała, że ojciec Erazma do kościoła chciał brać, i to jeszcze bez rozprutego rękawa, ręce załamała z desperacyi. Chciała protestować, prosić i błagać, ale spojrzawszy na brata, którego znała dobrze, z twarzy jego pomiarkowała. że to-by było próżnem. Erazm już się zabierał odziewać; obandażowano chorą jeszcze i trochę nabrzękłą rękę tak, aby na nią rękaw sukni mógł wejść. Ubieraniu ojciec był przytomnym.
— O to idzie, aby włożyć, rzekł chłodno — jeżeli potem zdjąć będzie trudno suknię, to się rozetnie. Niech licho bierze, mniejsza o to.
Ojciec nawet gotów był trochę zbladłego syna, czemkolwiek naróżować, tak mu szło o to, aby z twarzy nic poznać nie było można.
— W kościele się trzymaj junacko, a choćby bolało, miną nadrabiaj: niech się te pyszałki nie