Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieliła. W Łopatyczach bywał rzadko, gdyż tam dlań za pańsko się noszono, w Sierhinie — częściej i poufałej, lecz zagadać o jakiejś zgodzie nie było sposobu: Hojski natychmiast usta ściskał, ręce kładł w kieszenie i milczał.
Jak wszystkie drobne przygody po wsiach, tak i bójka na sianożęci Osowieckiej ze wszystkiemi szczegółami się po sąsiedztwie rozniosła. Mówiono nawet, iż syn Strukczaszyca tak ciężko był ranny, że z łóżka się nie ruszał.
W nadchodzącą niedzielę przypadało uroczyste święto Apostołów Piotra i Pawła, pod których inwokacyą kościół parafialny był poświęcony. Z obowiązku na ten dzień przybywał zwykle sędzia z rodziną, dworem i pewną ostentacyą, tem większą, że go w parafii niezawsze widywano. Na ten dzień kollatorska ławka jego zawieszana była wyblakłem suknem pąsowem, które zwykle zdejmowano potem dla oszczędności. Spodziewano się go i teraz.
Strukczaszyc z siostrą i synem, jeżeli ten w domu się znajdował, przybywał regularnie w niedzielę każdą. Ławkę miał swoją własną, zamykaną, nie w rzędzie z innemi, ale na boku u ściany stojącą. Nie można jej było na nieszczęście inaczej umieścić tylko nieopodal od kollatorskiej, tak że siedzący naprzeciw uniknąć widzenia siebie nie mogli.