Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A zkąd-że to jegomość o tem możesz wiedzieć? — spytał. Ludzie twierdzą, że Tadeusza śpiewają. Jedna wieś, niezgorsza prawda, bo się zaborami po całem sąsiedztwie zapomogła; po żonie posagu wielkiego nie wziął.
— Ja tam nie wiem — rzekł zcicha ex-definitor, lecz że kapitały bardzo znaczne w rękach mają, które nieraz u nas deponowali, rzecz to wątpliwości nieulegająca.
Czemeryński zdawał się tą wiadomością mocno uderzony.
— Na prawdę to jegomość twierdzisz! — zapytał.
— Nie śmiałbym na lekko, jaśnie wielmożnemu panu takich rzeczy do ucha kłaść — dodał ex-definitor. Gdy razą ostatnią kufry swe przywieźli, oddając księdzu przeorowi i klasztorowi w opiekę, deklarowanych mieli piętnaście tysięcy czerwonych złotych, oprócz talarów bitych i innych kosztownych przedmiotów.
— Proszę! proszę! — rzekł zadumany Czemeryński. Tem ci gorzej, bo ich znać trybunały nie zrujnowały, i dojadać mi będą, póki grosza stanie. Tandem, skazany jestem na wiekuiste borykanie się z nimi!
Westchnął.
— Ludzie-bo się godzą — czasami! — dołożył ex-definitor.