Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/386

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tego dnia się go nie spodziewała, a zobaczywszy żonę z nim, i pomyślawszy coby się stać mogło, gdyby Strukczaszyc był tu jeszcze — przyjęła ich jak nieprzytomna. Zdawało się jej ciągle, jakby ten nieprzebłagany sędzia miał się cochwila ukazać z nielitościwem „precz!“ na ustach.
Erazma też, złamanego tym gniewem ojcowskim, tą ucieczką i wyrokiem, musiała ciotka orzeźwiać i pocieszać.
Leonilla miała męztwo za wszystkich.
— Jam winna najwięcej — odezwała się po pierwszych uściskach, płaczu i żalach — ja też mam obowiązek Erazma wyprowadzić z tego położenia, w które go wtrąciłam. Cierpi dla mnie, ale ja — cierpię za dwoje!
Przysięgam ci — dodała — choć to może wydawać się śmiesznem, ja twojego ojca znajdę i ja go przebłagam. Ja!
Ciocia Blandyna ręce tylko załamywała. Z największemi potem szczegółami poczęła opowiadać, jak się Strukczaszyc o wszystkiem przedwcześnie dowiedział i jakie zostawił rozporządzenia.
O wprowadzeniu się do Sierhina mowy być nie mogło, a Leonilla widziała dla męża niepodobieństwo pozostawania w Łopatyczach na łasce i niełasce rodziców. Czemeryński też zawsze zięcia zaledwie znosił i unikał bliższego z nim stosunku. Teraz mogło się to pogorszyć jeszcze.