Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pojechała zawczasu precz. Ona była wszystkiego przyczyną, jej to sprawa! jej!
Leonilla poczęła ściskać ojca.
— Nie mów tak — odpowiedziała — ja jestem szczęśliwa, niepowinieneś narzekać na to. Przysięgam ci, poszłam dobrowolnie, wybrałam go — i gdybym jutro miała do wyboru, jego z tysiąca-bym wzięła.
Erazm pochwycił ją za rękę i pocałował. Czemeryński, widząc, jak córka wprost z jego uścisku schyliła się ku mężowi, nie mógł powściągnąć jakiegoś mimowolnego ruchu, w którym się wstręt i niechęć malowały.
Podano krzesło przybyłemu.
Milczeli wszyscy; jedna Leonilla szczebiotała potrosze; położenie było przykre, bo z twarzy Czemeryńskiego czytała córka, że wybuchnąć może cochwila.
Płachciewicz, który tego dnia był nadzwyczaj czynnym, oznajmił p. Ostrogrodzkiej, że jakiś bardzo słuszny pan poszedł z wizytą do młodych; ta oznajmiła o tem Kasztelanowej, a staruszka, ciekawa zawsze i niecierpliwa, narzuciwszy peruczkę, poszła zaraz nareszcie się przekonać, kto tam był taki. Właśnie gdy Czemeryński siedział, walcząc tak z sobą, weszła pani domu. Sędzia powstał. Przygotowanym był na wyszukany komplement.
— Pani kasztelanowa dobrodziejka dozwoli mi