Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niem. W tym wieku szczęśliwym, któż-bo wierzy w zawody? Świat taki piękny, ludzie tak poczciwi, serca takie szlachetne, Bóg taki dobry — a miłość takim szałem ogarnia!
Jeśli jest opatrzność co czuwa nad pijanymi, jak mówi francuzkie przysłowie, musi być i aniół opiekuńczy, który zakochanych strzeże, gdy się tak kochają mocno, że są i anioła warci i straży. Leonilla była trochę popsutem dziecięciem i pieszczoszką, trochę dumną i samowolną, ale serce miała poczciwe, które miłość matki i ojca, ogrzewając, wypielęgnowała. Przywiązanie jej dla Erazma płynęło z różnych źródeł małemi strumyczkami, niedojrzanemi, z których się w końcu tworzył prąd silny i potok gotów obalać wszystko, co-by znalazł na drodze.
Z nich dwojga, każde kochało inaczej, oboje równie silnie. Leonilla była królową, ale na świecie nie widziała nikogo, oprócz tego ukochanego, co klęcząc u jej kolan, czekał rozkazów, skinienia szpiegował.
Za rodziców swoich ręczyła Erazmowi, że się muszą dać przebłagać — czuła, że się bez niej nie obejdą. Hojski nie śmiał nic mówić o ojcu, milczał; rachował na wpływ ciotki, na — jakąś opiekę Bożą, do której każda miłość rości sobie prawo. Na prawdę, czemżeby opiekowano się z góry, jeśli nie tem uczuciem świętem, którego zadaniem na