Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z żywością niezmierną natychmiast zajęła się losem dwojga kochanków. Wypłatanie psikusa panu Strukczaszycowi wchodziło też pewnie w rachunek i sprawiało przyjemność starej damie, bo go nie lubiła.
Aż do obiadu trwała rozmowa, narady, i Erazm wyszedł od stryjenki weselszy, znalazłszy w niej sprzymierzeńca, którego się wcale nie spodziewał.
Kasztelanowa po obiedzie zaraz, mimo najuroczyściej przyrzeczonej tajemnicy, całą tę historyę opowiedziała trzem swym towarzyszkom; wszystkie jednozgodnie głosowały zatem, że nieszczęśliwemu młodzieńcowi należało dopomódz; a nazajutrz z twarzy pani Ostrogrodzkiej, panien Eulalii i Olimpii, mógł się domyślić Erazm, że o jego tajemnicy wiedziały.
Kasztelanowa przez kilka dni tak była tą nową sprawą niezmiernie przejęta i zakłopotana, iż dla niej o wszystkiem zapomniała.
Czwartego ranka niespodzianie Erazm chłopcu kazał zaprzęgać, upakował się i w pałacu ogłoszono, że Kasztelanowa wysyła synowca na obejrzenie majątku. Jesień już była dosyć późna, ale pora ciepła. Młodzieniec, o ile się to dało zrobić, starannie był na drogę uprowidowany i po tajemnej naradzie z Kasztelanową wyjechał.
Wszystkim po nim było tęskno. Pocieszano się tem, że miał jakoby powrócić. Zaraz za Wilnem