Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się klecił przy pomocy stróży, tak, że jedząc go, kuchmistrz, dziwił mu się. Był dlań niespodzianką.
W czasie preparowania go, najczęściej obaj oni z kucharzem grywali w chapankę.
Tego dnia jednak na niepewne spuścić się nie chciała p. Ostrogrodzka, lecz kuchmistrz ją uprzedził i sam dopilnował, aby jedzenie było — po ludzku.
Pokoje pierwszego piętra, niegdyś pałacowo urządzone, miały wysokie stropy, gzemsy potrosze złocone, ale szpalery spłowiałe i popsute, sprzęty zużyte. Pan Erazm, przeszedłszy jedną pustą salę, znalazł się w mniejszym pokoju, dawniej zielonym zwanym, dziś barwy nieoznaczonej. W pośrodku jego, w towarzystwie panny Olimpii, czekała nań słusznego wzrostu, chuda, śmiesznie i niestarannie ubrana kobieta, pańskiej postawy, z twarzą której bielidło, róż i muszki pokryć nie mogły kwaśnego humoru.
Stryjenka zapewne wyobrażała sobie, że w tym gościu ze wsi znajdzie niezgrabnego, zadomowionego chłopaka, któremu jej pałac i państwo resztę śmiałości odejmą.
Gdy wesoło i raźno wszedł p. Erazm, piękny, młody, zręczny, obracający się swobodnie, Kasztelanowa w pierwszej chwili zdumienia swego ukryć nie umiała. Gotowała się go przywitać zimno, lecz widok ślicznego chłopaka, który jej może lepsze