Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bił — dozorowali wszyscy. Kuchmistrz siedział z założonemi rękami, dysponując kucharzowi, który pędzał kuchtę, kuchta kuchcika, a ten ostatni nieszczęsnego stróża. W stajni koniuszy, dysponował furmanowi, który łajał fornala, a ten bił wyrostka, wkońcu spędzającego ciężką robotę na stróża. Tak było wszędzie.
Stary marszałek dworu, którego rękę z bizunem widzieliśmy w oknie, siedział u siebie w stancyi, grając w warcaby i pijać miód albo piwo; kamerdyner drzemał w przedpokoju, lokaje na korytarzach prowadzili romanse z pannami; a wszyscy jednym głosem narzekali na niezmiernie ciężką służbę, i na hultajstwo swych podwładnych.
Toż samo co z robotą, było z kluczami i zapasami.
Ten, któremu dozór był powierzony, używał kluczy tylko naówczas, gdy ich dla osobistej swej wygody mógł potrzebować; w innych razach klucze też schodziły aż na stróży i kuchtów.
Wiekuiste też było podziwienie wszystkich, iż nic nie trwało, wychodziła każda rzecz niesłychanie prędko. Gdy zapasy nadesłano ze wsi, naówczas lusztyk był po wszystkich piętrach na ogromną skalę: jedzono, smażono, zapraszano, rozdawano, aż dopóki w faskach się niespodzianie dno nie ukazało.
Naówczas następowały wyrzekania, śledztwa,